Archiwum październik 2019


Siła, Walka
05 października 2019, 14:29

Rozstalam sie po tylu latach, rozstalam sie bo w pewnym momencie mojego zycia przez czysty przypadek pojawila sie osoba ktora zmienila moj punkt widzenia na wiele spraw.

Pisze ,, osoba,, bo tak naprawde to nie ma znaczenia czy to jest facet czy kobieta, cala ta sila jest wlasnie w tej osobie. Poznalam te osobe przez czysty przypadek, i to byl moj najwiekszy szczesliwy przypadek. Ta osoba jak nikt inny po prostu sie na mnie spojrzala po ktoryms razie i powiedziala do mnie, ze jak bede sie zle czuc albo bede samotna bede chciala sie z kims spotkac wygadac to po prostu mam przyjsc, ona zawsze bedzie czekac. I tez tak bylo, nie klamala - i to juz byl pierwszy krok do tego ze zaczelam na nowo ufac ludziom.

Takie niby nic, a jednak. Pamietam przyszlam do tej osoby, a ona zrobila duze oczy na mnie tak jaby sie nie spodziewlaa ze przyjde, i tez tak bylo. Ja tez bylam zaskoczona ze tam do niej przyszlam bo nigdy nie chcialam pokazywac tego ze jestem slaba, nauczylam sie takiej postawy przez osobe z ktora bylam.

Przyszlam i powiedzialam - czesc. Wtedy zobaczylam szczery usmiech tak jakby naprawde sie cieszyla ze jednak przyszlam. Oczywiscie nasze spotkanie wygladalo smiesznie, bo zamiast rozmawia po prostu usiadlam i siedzialam nie wiedzialam co mam mowic nie bylam nauczona tego ze ktos chce mnie w koncu wysluchac i nie oceniac.

Nasze spotkanie nie trwalo dlugo, szybko poszlam do domu ale bylam szczesliwa ze ktos ze mna po prostu posiedzial i mnie nie ocenial. Tak to sie wszystko zaczelo...

Zaczelam sie przyzwyczajac do tego normalnego zycia, bo to ona wlasnie mi pokazlaa normalne zycie ta osoba. Byla ona dosc wulgarna, bo na poczatku mialam bardzo sceptyczne podejcie do tej osoby, ale zaczelam zauwazac ze jest normalna osoba, ( sama tez duzo klne ).

Przychodzilam tam w kazdej wolnej chwili, doslownie w kazdej potrafilam przyjsc tylko na 10 minut bo mialam akurat przerwe, ale pierwsze co to lecialam wlasnie do tej osoby. Czulam sie z nia naprawde dobrze pokazala mi ze mozna zyc samemu i mozna zyc szczesliwie. Zycie szczesliwe - gdzie nie ma klamstw nie ma wyzwisk i proszenia sie o wszystko.

Ja w swoim zyciu zauwazylam ze zawsze chcialam wszystkim wszystko udowadniac, ale nie robilam nic dla siebie. Po zwiazku myslama ze tez tak bedzie bo teraz zrobilam bardzo dobry i mily wstep do tej osoby, ale w tej historii tez nie bylo zbyt ciekawie ...

 

Na poczatku bylo super bylo wrecz idealnie relacja na stopie przyjacielskiej, taka relacja ze mozna bylo tylko pozazdroscic. 

Pzywiazalam sie do tej osoby, oddalam tej osobie cale moje serce, poraz kolejny zamotalam sie w zyciu i oddalam cale serce i cala dobroc jaka mialam w sobie. Znowu dalam sie oszukac samej sobie, bo przeciez obiecalam ze nigdy w zyciu nie dam sie skrzywdzic.

Dlatego jest takie powiedzenie ,, nigdy nie mow nigdy,,.

Dzieki tej osobie stanelam na nogi po moim dramacie, ale tez szybko znowu upadlam. Pomagalysmy sobie zawsze jak bylo zle, kazde jedno moje niepowodzenie nie pisalo mnie na straty u tej osoby, wrecz przeciwnie zawsze uslyszalam cos dobrego. Cieszylam sie ze ktos w koncu traktuje mnie jak czlowieka, ze nie musze nikogo udawac. Uwielbialysmy sie za to ze jestesmy wobec siebie szczere i to bylo niesamowite. Jedno przyjscie do tej osoby zmienilo wiele w moim zyciu.

Czulam sie bardzo swobodnie przy niej, naprawde przy nikim innym, moze dlatego, ze okazalo sie ze w pewnych momentach naprawde jestesmy do siebie bardzo podobne. Kiedys nie wiedzialam co to znaczy ,, rozumiec sie bez slow,, zawsze myslamam, ze tak sie tylko mowi, ale jednak nie. Doswiadczylam tego... doswiadczylam wlasnie czegos takiego, bo rozumialysmy sie bez slow. Wtedy kiedy chcialam cos powiedziec to mowilam, ale byly momenty, ze potrafilam przyjechac do niej spojrzec sie i usiasc - nic nie mowiac, ( no moze tylko czesc, zeby nie bylo ). Wtedy ona juz wiedzala ze to jest ten moment kiedy potrzebuje byc przy kims ale nic nie mowic i ona to szanowala, wiedziala, ze jak bede chciala cos powiedziec to to powiem. Dzien w dzien tak siedzialysmy razem i to byl najlepszy moment w moim zyciu. Odcielam sie od wszystkiego co mnie niszczylo. Czulam sie w koncu wolna tylko wtedy nie wiedzialam ze tak naprawde z jednaj klatki wyszlam, a w druga sie pakuje. Po tylu latach doznalam wolnosci i zobaczylam jak mozna zyc ze tak sie tym zachlysnelam, ze przestalam zauwazac co sie tak naprawde dzieje wokol mnie.

Te historie podziele na etapy, tak bedzie latwiej.

 

 

 

Moje ŻYCIE
05 października 2019, 13:58

Teraz troche o tym calym moim ,, normalny,, zyciu. :)

Moja przyjaciolka zawsze mi mowla ze zacznie pisac o mnie ksiazke bo dobrze na tym zarobi hahaha - i za to ja kocham bo pewnie tak by bylo.

Moje zycie to jest dramata, komedia, telenowela ... kto jak chce to oceni, ale zawsze sie cos dzieje. 

Zaczne od tego, ze kazdy z nas w koncu gdzies sie w jakims wieku zakochal, pierwsza milosc, motylki w brzuchu itp. Tez tak mialam, zeby nie bylo ... :)

Wtedy myslalam, ze to milosc.

Poznalam chlopaka w gimnazjum i myslalam ze to moja milosc - moze i to byla milosc, ale na etapie gimnazjum to chyba taka dziecinada byla.

Pamietam, ze sie nie lubilismy, ale po jakims czasie wyszlo tak, ze jednak zaczelismy ze soba byc, i od poczatku tego zwiazku nam sie nie ukladalo, ale ze chyba lubilam adrenaline to jednak sie kurczowo trzymalam tego chlopaka.

Po jakims czasie mysle ze to bylo bardziej przywiozanie, ktore tlumaczylam sobie miloscia, bylam zaslepiona tym czlowiekiem, a byl zlym czlowiekiem. Robil, ze mna co chcial i fizycznie i psychicznie. 

Moje zycie w pewnym momencie wygladalo jak w klatce. Ja grzecznie po szkole, czy pozniej pracy wracalam do domu i siedzialam jak grzeczna dziewczyna tylko dlatego zeby ON nie byl na mnie zly ze sie spoznilam.

Byl chlopakiem ... wydawalo mi sie na poczatku dobrym dopoki nie zaczely sie problemy. Zaczal stawiac mnie na drugim miejscu, chociaz to i tak chyba przesadzilam ze na drugim. Mysle ze na 10 miejsc bede ta 10. Wszystko bylo wazniejsze ode mnie, i dla niego bylo to cos normalnego.

Normalne- pojecie wzgledne jak widac bo ja mialam inna wizje normalnosci i on rowniez.

Znajomi bylo wanzijeszi przez cale nasze zycie bycia razem, w pewnym mkimencie zaczelam dostrzegac ze jest on po prostu bardzo podatny na ludzi. Walczylam z nim bo chcialam dla niego dobrze, tlumaczylam jemu ciagle ze to co robi nie jest zbyt dobre i prosze go o to zeby zaczal mnie traktowac jak swoja dziewczyne.

 

PROSILAM sie wlasnego chlopaka o to zeby byl dla mnie dobry. To juz jest chore, ale na temten czas chyba chcialam zbawic swiat i jego uratowac przed tym zlym.

Kiedys z nim usiadlam i sie zapytalam - czy to jest normalne ze mnie tak tak bez powodu wyzywasz? a co on na to ? -tak.

Dla tego czloweka wyzwyska pt. suka, dziwka, szmata - bylo czyms normalnym. I w sumie czego moglam sie spodziewac skoro wlasna mame potrafil tak wyzywac to dlaczego dziewczyny nie wyzwie? 

Zauwazylam, ze po prostu wychowala go ulica i tak naprawde nie jest on zlym czlowiekiem. Tak sobie wbijalam do glowy, a on dalej robil swoje.

To byly moje najgorsze, ale tez najelpsze lata w zyciu. Pisze tak z tego wzgledu, ze teraz juz wiem co bylo zle a co nie. Bylam tak zapatrzona w tego czlowieka, ze cieszylam sie kazda nasza krotka chwila spedzona razem - bylo dobrze. Dopoki ktos do niego nie napisal albo zadzwonil - wtedy wychodzil i mnie zostawial.

Nasz zwiazek opieral sie na samym klamstwie on klamal, nawet chyba nie wiedzial w pewnym momencie kiedy klamie a keidy nie. Jego cale zycie bylo klamswem.

Zawsze jego znajomi twierdzili ze ze mna jest cos nie tak, i mieli racje bylo ze mna cos nie tak, bo z nim byla, ale tak na powaznie ... twierdzili tak, poniewaz on mnie przedstawial zawsze jako ta zla dziewczyne ktora jemu wszystkiego broni. Tak nie bylo ... tylko znajomi mnie nie znali, znali mnie tylko z jego opowiesci, a powiedziec mozna duzo. Tylko czy ktokolwiek na tamten czas zastanowil sie chociaz raz ... skoro jest ze mna tyle czasu to chyba nie moge byc az taka zla osoba na jaka mnie kreuje, wrecz przeciwnie chyba bylam zbyt dobra.

Kazdy twierdzil ze on byl zawsze taki ograniczony przeze mnie, to nie prawda. Bo wtedy kiedy ja spedzalam z nim czas sam na sam on byl calkowicie innym czlowiekiem i nikt tego nie widzial. Zawsze sie kreowal na takiego silnego faceta, a tak naprawde nim nie byl, tylko, ze to wszystko odbijalo sie na mnie.

Kiedy on przy znajomych pokazywal ze jestem dla niego nikim od tego czasu zaczelo sie we mnie zbierac - wszystko co najgorsze.

Trzymalam wszystko w sobie tylko dlatego, ze mialam nadzieje ze go zmienie. Wpewnym momencie chyba stracilam czlowieka w samej sobie. Przyszedl moment, ze zaczelam sie wrecz prosic o milosc. 

Robilam wszystko dla tego czlowieka, naprawde wszystko, a on to po prostu wykorzystywal.

To jest straszne kiedy ludzie prosza sie o uwage, o milosc i zrozumienie.

Nigdy nie chcialam nikomu mowic jaka jest prawda zawsze mowlam ze jest albo dobrze albo chujowo, ale bez wiekszych szczegolow 

. Cale zycie tak naprawde wszystkim zawsze udowadnialam, ze moge, ze potrafie, ze umiem, ale nic z tego nie mialam.

Wszyscy twierdzili ze mnie znaja ze mi pomoga w problemach tylko ze jak mialam naprawde problem to nikogo nie bylo, bo nie mieli czasu. Bylam takim czlowiekiem ze zawsze kiedy mowilam ze mozesz na mnie liczyc to tak bylo, ludzie to zaczeli wykorzystywac. I ON rowniez. Przez pare lat walczylam z nim myslac ze go kocham, a teraz wiem ze to bylo zaslepienie bo mialam malo lat. Tez w pewnym momencie juz chyba wierzylam w to ze tak ma wygladac zwiazek. Duzo ludzi mi mowilo zostaw go, ile jeszcze bedzie ciebie tak traktowac - no tak .. mieli racje, ale na tamten moment ten czlowiek byl dla mnie wszystkim, pomimo tego co mi robil. I teraz wiem, ze on byl dla mnie wielka nauka na dalsze zycie.

Zastanawialam sie dlugi czas dlaczego ja to tyle ciagnelam ... ciagnelam to tyle, bo mialam tyle sily. Chyba po prostu ktos musial mi udowodnic ze jestem silna i jestem w stanie duzo zniesc pomimo tego ze probowalam sobie odebrac zycie to i tak stanelam na nogi. Najwyrazniej tak musialo byc, ciagle to powtarzam. Dlatego kazda osoba w Twoim zyciu bedzie dla Ciebie nauka i sprawdzeniem na ile jestes silna\ silny.

Ja myslalam, ze to co przeszlam z tym czlowiekiem to zakonczy moje meki w zyciu, a jednak nie ... :)

teraz dopiero sie zaczyna dorosle zycie ...

Nastepny post utwierdzi was, ze wszyscy maja sile w sobie.

 

 

 

Zacznę od początku.
05 października 2019, 13:42

Dzisiaj stwierdzilam, ze bede sobie pisac bloga o ktorym nie mam zielonego pojecia i chyba to jest w tym wszystkim fajne.

Dlatego z gory mozecie brac na mnie poprawke, za moje bledy czy tez poprawna stylistyke pisania ... ogolnie mam to gdzies, moje wpisy ma sie dobrze czytac na luzie, tak jakbysmy siedzili kolo siebie i rozmawiali.

Poprawnosc nie ma wiekszego sensu, jak bedziecie chcieli mnie poprawiac to skopiujecie tekst i zajmiecie sie poprawkami jak nie macie co robic :).

Ogolnie to, chcialabym zaczac od poczatku tak jak tytule. Chodzi mi tutaj o nasza przeszlosc z tego wzgledu ze sama do pewnego momentu mialam troche dylemt czy moja przeszlosc ma isc w zapomnienie czy tez nie. Stwierdzilam, ze nasza przeszlosc ma ogromny wplyl na to jak sie zachowujemy w danej sytuacji i w danym czasie ... 

Kiedy z kims rozmawiamy na jakis temat glebszy czy mnie glebszy przychodzi moment kiedy mowiemy - oooo, a moja ciotka, siostra moj wujek, ojciec. - ktokolwiek, i tutaj wlasnie lapiemy sie na tym ze wracamay do tego co bylo.

Wszystko ci sie dzialo ma duzy wplyw ja sie o tym przekonalam, z tego wzgledu, ze zaczelam niszczyc swoje zycie przez to co sie dzialo keidys. Zaczynajac od dziecinstwa, ktore ponoc miala dobre ( ja nic nie pamietam ) , jedyne co pamietam to wlasnie te zle rzeczy, sytuacje ktore dzialy sie w domu.

Nikt by sie nie spodziewal, ze po tylu latach bede w stanie powiedziec swoim rodzicom, ze wszystko pamietam ze szczegolami opisywalam im co widzialam i co slyszalam.

Oczywiscie sytuacje byly takie, ze ja z moja mama musialysmy wrecz uciekac z domu przed tata. Nie bede sie tutaj rozpisywac co sie dokladnie dzialo, choci mi tutaj o to, ze takie zle sytyacje w zyciu nawet maloalty ma duzy wplyw na to co sie dzieje z taka osoba w doroslym zyciu.

Czy mam zal do ojca, gniew, pretensje ? Nie. Kiedys bym powiedziala, ze nie wiem - bo tak ciagle odpowiadalam w swoim zyciu. Nie wiem.

Jedyne co teraz moglabym powiedziec ojcu to to ze szkoda ze sie tak zadzialo, ale z drugiej strony przez to co robil ja tez sie czego w zyciu nauczylam. Nauczylam sie dopiero teraz, zeby unikac takich ludzi jak on. Szanuje go jako rodzica, ale nawet nie wiem czy go kocham. Nigdy go przy mnie nie bylo wtedy kiedy ja go potrzebowalam. Walczylam o to zeby byl ..., ale jego dalej nie bylo, wiec przestalam walczyc o zainteresowanie ze strony mojego ojca.

Wracajac do przeszlosci - w dniu codziennym wiem, ze to co sie dzialo ma wplyw i teraz tak naprawde to ty bedziesz decydwac czy ten wplyw bedzie dobry i dobrze to wykorzystasz - bedzie to nauka, czy jednak przeszlosc wygra z Twoja osoba i zacznie ciebie niszczyc.